Wrzesień, dzień za oknem odzwierciedla moje samopoczucie – jest zimno, a krople deszczu biją mnie prosto w twarz. Mam wybór: albo zostanę w domu, wtedy moje życie wygląda tak samo, albo wyjdę i usłyszę magiczne słowa jak mam rozmawiać z mężem, bo przecież coś robię źle. Nie pomagają rozmowy, płacz, krzyk, milczenie – jest coraz gorzej. Jego mówienie o samobójstwie nie jest już raz w tygodniu, ale codziennie, a zachowanie tak dziwne, że zaczynam się bać o dzieci, no i oczywiście o niego, jest taki biedny, a ja jego żona muszę się przecież nim opiekować w szczęściu i nieszczęściu.
I usłyszałam, proszę to jest numer telefonu do ośrodka, tam pani pomogą, odpowiedzą na wszystkie pytania, doradzą. Ale jak to? Czy ja dobrze słyszę? Ja potrzebuję teraz natychmiast pomocy, zrozumienia, bo zwariuję, a nie jutro – kiedyś tam. Rano pogoda była mi bardziej przychylna. Umówiłam się telefonicznie, czekałam dwa tygodnie na spotkanie z terapeutą Krzysztofem. Moją rejestrację nie będę opisywać – tak, jak się wtedy czułam i to, co myślałam na pewno zapamiętała Pani w rejestracji i mój terapeuta, teraz z tego zdarzenia mieliśmy niezły ubaw jak to wspominam. Początek był bardzo trudny i trudne były dla mnie pytania, zadania, nawet słuchanie o problemach innych nie było rzeczą przyjemną. Za każdym razem zastanawiałam się co ja tutaj robię, przecież tu jest tyle nieszczęścia, płaczu i w końcu szczęścia i śmiechu i nagle zauważyłam, że się zmieniłam, moje myślenie staje się inne. Zrozumiałam, że to ja potrzebuję pomocy, dla niego zrobiłam już wszystko, nawet więcej. Widziałam, jak mnie wykorzystuje, a co najważniejsze nie ma zamiaru przestać. Nie chce się leczyć, bo on przecież nie potrzebuje pomocy, jemu nic nie ma, on tylko ostatni już raz musi się odegrać i wszystko wróci do normy. A ty mnie mamo jeszcze tylko utrzymuj, gotuj i pierz no , bo jego żoną to już nie byłam od kilku lat. Już nie chciałam ratować małżeństwa, stanowczo dążyłam aby się wyprowadził,. Odważnie nie przestraszonym głosem mówiłam jakim jest złym mężem, ojcem, pasożytem. „Moja pomoc i dzieci dla ciebie jest już skończona, jesteśmy po rozdzielności majątkowej, a ty dalej mnie wykorzystujesz, chcę rozwodu”. Widziałam w jego oczach niedowierzanie. Po wyprowadzeniu się męża zaczynalam żyć na nowo. Przespana cała noc bez strachu – cudne uczucie, rzeczy cenne ukryte wróciły do domu. Przypomniałam sobie jak można żyć. Rozwód nie jest łatwy, w ośrodku jednak dostałam tyle siły i pewność swojego wyboru, że wszystko przyszło mi z łatwością. Zajęcia terapeutyczne dalej sprawiają mi trudności, ale z przyjemnością czekam na następne, bo dziś wiem, że uczą mnie życia takiego, o którym zapomniałam. Nauczyłam się mówić nie – i to bliskim, wtedy słyszę „wiesz, zmieniłaś się”. Cudowne uczucie bez strachu, wyrzutów powiedzieć nie. Jeszcze chciałabym nauczyć się ,,tak”. Wiem , że wtedy będę szczęśliwa. Wiele osób pracowało nad tym, jak ja dzisiaj się czuję.
Chciałabym podziękować dwóm terapeutom: Ewie Kuczyńskiej i Ewie Woźnicy, zajęcia które prowadziły były bardzo trudne, ale pomogły mi w życiu, pozwoliły mi się otworzyć, nauczyły ABY MI SIĘ CHCIAŁO. W szczególności chcę podziękować mojemu osobistemu terapeucie Krzysiowi Pastuszka. Najlepszą rzeczą jaka mogła mi się przytrafić w moim zdrowieniu to terapeuta mężczyzna, wróg nr 1 w moim świecie – takie miałam wtedy nastawienie właśnie te spotkania – rozmowy bardzo ważne, osobiste, zobaczyłam w innym świetle. Z ust mężczyzny dowiedziałam się, że moje zachowanie jest zdrowe i normalne, że chcę żyć lepiej. Ta relacja pomogła mi zdrowo spojrzeć na moje życie. Dziękuję MU za czas spędzony razem. No i oczywiście dzięki wszystkim uczestnikom spotkań współuzależnionych.
Wrzesień