Przyszłam po pomoc dla syna. Rozedrgana, rozhisteryzowana, zrozpaczona, bezsilna, słaba i zmęczona. I dowiedziałam się, że nie pomogę synowi – dokąd sama nie uporządkuję własnych spraw. Pomału, drobnymi kroczkami oswajałam się z ośrodkiem. Poznawałam mechanizmy uzależnień, i mechanizmy moich zachowań z tym związane. Syn w tym czasie poszedł własną drogą.
Zmaganie się z własną niepewnością, poczuciem winy, złością, brakiem akceptacji i brakiem poczucia własnej wartości to droga, która nie jest usłana różami. Setki upadków i setki powstań – za każdym razem z nową energią na nowe chwile, na nowe doświadczenia, dni i tygodnie.
Każdy dzień to nowe wyzwanie, poznawanie siebie na nowo – zdziwienie, bunt, akceptacja, czasem odrzucenie. Tyle nowych nazwanych uczuć, i tak głęboki kontakt ze sobą, że czasem boli, czasem przeraża. Ale teraz nie tylko wiem jak mam żyć, ale przede wszystkim to czuję. Dojrzałam, jestem kobietą świadomą i samodzielnie chcę już podążać własną drogą. Życie nie stało się łatwiejsze, ani lepsze – życie nadal niesie ze sobą bolesne chwile i doświadczenia, ale moja dusza i moje ciało już dobrze czują czego im potrzeba.
Jeszcze tylko czasem niepewność nie pozwala uwierzyć w tą moc samej siebie, ale i to się zmienia.
W ciągu tych 4 lat bycia z ośrodkiem zmieniłam i przewartościowałam siebie i całe swoje życie. Zmieniłam pracę, pseudo przyjaciół na przyjaciół, otoczenie i samą siebie.
Zaakceptowałam i polubiłam siebie i zaczęłam dostrzegać, że świat jest pełen ludzi podobnych do mnie, wystarczy tylko wyciągnąć do nich rękę.
A mój syn jest dorosły i podąża od dawna własną drogą.
Cieszę się, że przezwyciężyłam te chwile zwątpienia, które mnie nie raz dopadały po drodze, i że jestem taka jaka jestem – tu i teraz.