Minęły już prawie cztery lata, kiedy rozsypał się mój świat, który stworzyłam razem z mężem w sposób w jaki zawsze chciałam i marzyłam – na wzór mojego domu rodzinnego. Moje szczęście i poczucie bezpieczeństwa zaczęło wymykać się za każdym razem, gdy mąż wychodził wieczorami z domu do osiedlowych pubów i tam, jak szybko się okazało , nie tylko spożywał alkohol, ale również wciągnął się w hazard.
Ogromna rozpacz, poczucie bezsilności, bezradność, smutek i przygnębienie mieszały się ze złością. Uczucia te zdominowały wówczas moje życie. Tym bardziej źle z nimi się czułam, gdyż nie pozwalały mi one w pełni cieszyć się macierzyństwem i opieką nad dwuletnim synkiem.
Moje „dno” odkryłam tuż przed Bożym Narodzeniem w 2010r., gdyż mąż przegrał na automatach premię świąteczną. Postanowiłam więc szukać pomocy, by dowiedzieć się w jaki sposób mogę ratować mojego męża. Tak bardzo chciałam poskładać moje życie na nowo i odzyskać szczęście.
Przypomniałam sobie wtedy, jak koleżanka opowiadała mi o terapii DDA w najlepszym ośrodku tego typu, który znajduje się w Siemianowicach Śląskich. W ten sposób trafiłam do Asi w styczniu 2011r., która stała się dla mnie „kołem ratunkowym”. Kiedy czułam, że „tonę”, wiedziałam do kogo powinnam się udać, by odzyskać iskierkę nadziei. I tak kilka razy w przeciągu dwóch i pół lat korzystałam doraźnie z takiej pomocy. Jednak wciąż nie byłam gotowa na tzw. grupę. Przełom nastąpił w kwietniu 2013r – w moim domu było już za dużo agresji. Wtedy postanowiłam spróbować terapii grupowej.
Prędko przekonałam się, że wtorek jest najlepszym dniem tygodnia. Z niecierpliwością czekałam na każde zajęcia, gdyż dawały mi i nadal dają energetycznego „kopa” i ogromną dawkę optymizmu. Tutaj zawsze mogę się wygadać, znaleźć zrozumienie i otrzymać wskazówkę, dzięki której zaczynam zastanawiać się nad sobą i swoim postępowaniem. Dostrzegam swoje błędy, których wcześniej w ogóle nie widziałam. Jestem uczestnikiem procesu, w którym odkrywam siebie, staję się bardziej świadoma swojej osoby i mojego otoczenia. I nagle uświadamiam sobie, że moje życie nie musi kręcić się wokół uzależnionego męża. Zrozumiałam, że to ja jestem współuzależnioną kobietą, która kochała za bardzo, bo godziłam się na wiele krzywd dla miłości.
Dzisiaj jestem o wiele spokojniejszą osobą, dojrzalszą, bardziej świadomą i silną. Nauczyłam się akceptować to, czego nie mogę zmienić i na co nie mam wpływu. Dzięki temu potrafię spojrzeć na uzależnienie męża z większym zrozumieniem, a także współczuciem. Nie znaczy to jednak, że nie stawiam granic, gdyż w prawdziwej i dojrzałej miłości nie ma miejsca na upokorzenie. W miłości należy wymagać nie tylko od drugiej osoby ale i od siebie.
Potrafię decydować i kierować swoim życiem- to ja jestem przede wszystkim odpowiedzialna za to jak będzie ono wyglądało w przyszłości.
Trudna życiowa lekcja jakiej doświadczyłam, sprawiła, że stanęłam przed wielką szansą jaką dał mi los: mogę się rozwijać i rozpoczęłam ciężką, ale jakże satysfakcjonującą pracę nad sobą, która pomoże mi stać się lepszym człowiekiem.
Kama