To było 30.07.2012r. To właśnie wtedy zrobiłam ten pierwszy krok.Właściwie nie pamiętam, po co dokładnie przyszłam do Ośrodka, pamiętam tylko, że było mi już wszystko jedno. Utrata pracy, zero kontaktu z dorastającą córką, zero wsparcia w rodzinie, długi, kredyty i on wiecznie pijany, uśmiechnięty, taki uwielbiany przez wszystkich. Chyba chciałam dostać ,,cudowny lek” który spowoduje, że mój mąż przestanie pić i znowu będzie jak dawniej. Ale leku nie dostałam.
Z dzieciństwa pamiętam tylko drzewo, pod którym nocami czekałam, aż ojciec się uspokoi i choć to już zupełnie inna historia, to przez lata wmawiałam sobie, że przecież mnie mąż nie bije, mnie i tak trafiło się lepiej. 7 lat żyłam właściwie w zamknięciu, z nikim o tym nie rozmawiałam, mój własny dom stał się więzieniem. Mąż skutecznie odizolował mnie od wszystkich, a ja wlazłam w to jak w masełko, a najgorsze było to, że powoli wciągnęłam w to nasze dzieci.
Z pierwszych spotkań na grupie i z Magdą pamiętam tylko poczucie wstydu i łzy. A jednak coś mnie tam ciągnęło, coś pchało. Z biegiem czasu na ,,0” poczułam się pewniej. Było mi łatwiej rozmawiać o nim, nareszcie mogłam głośno mówić o ,,Temacie Tabu”. Poznałam cały mechanizm jego choroby, zrozumiałam, jak bardzo jestem współuzależniona, jak bardzo pomagałam mu w piciu i jak mocno jest już chory. Tak- na grupie ,”0” czułam się bezpiecznie.
„Jedynka”, temat: „JA” i nagle szok, strach, pustka: przecież mnie nie ma, nie istnieję, nie czuję. Tak często nazywał mnie szmatą, że uwierzyłam w to, że nią jestem. Było mi dobrze bez uczuć, już dawno słowa przestały boleć. Uodporniłam się na wszystko co mnie otaczało. Na grupie bałam się mówić o sobie w obawie, że znowu zacznie boleć. Chciałam uciekać, ubrać się w ,,moją cebulkę”, naprawić mur, który powoli pękał i gdyby nie zmiana terapeutki, pewnie by mnie tu nie było. Ewa długo prowadziła mnie za rączkę – jak ślepca ,, nie musisz iść tą drogą, masz jeszcze taką albo taką” – mówiła. Było mi to wtedy bardzo potrzebne. Pomogła mi stanąć na nogi. Po raz pierwszy zrobiłam coś wbrew jego woli. Alimenty dały mi poczucie bezpieczeństwa. Byłam z siebie dumna. Powoli coś zaczęło się we mnie zmieniać, po raz pierwszy dopuściłam do siebie myśl, że jestem ofiarą przemocy. Było też coś nowego – zakochałam się w Rosenbergu. Uwielbiałam słuchać nasze Ewy, wchłaniałam ich słowa jak gąbka, po każdym spotkaniu na grupie wracałam do domu pełna nowej energii. Chcę przeczytać wszystkie jego książki, chcę nauczyć się ,,języka żyrafy”. Nie tylko słuchałam, powoli te słowa zaczęłam przynosić do domu, zaczęłam wdrażać je w nasze domowe życie. Z biegiem czasu moje córki, w szczególności starsza, Monika, tak cudownie zaczęła się otwierać, coś zmieniło się w nas na lepsze. Przez wiele miesięcy Monika była jedyną osobą w rodzinie, która wspierała mnie w terapii, wręcz wypychała z domu, jak miałam wątpliwości. Nigdy jej tego nie zapomnę. Tak szybko musiała dorosnąć, tak szybko przejąć moje obowiązki. Teraz już wiem, że mam najwspanialsze córki na świecie.
Obóz: cztery dni, których nigdy nie zapomnę. Dla mnie mały raj na Ziemi. I chociaż jechałam z wielkim poczuciem winy – dzisiaj nie żałuję. Na obozie pierwszy raz od wielu lat zaczęłam się głośno śmiać, tańczyć, śpiewać. To tam mój solidny mur budowany przez lata rozsypał się na kawałeczki. Obóz otworzył mi oczy na samą siebie. na błędy, które ja popełniałam przez te wszystkie lata. Zrozumiałam jak wiele pracy przede mną. I chociaż nadal często płacze i nadal trzęsą mi się ręce, dzisiaj już wiem czego chcę. Jestem o wiele silniejsza; jestem świadoma i gotowa, podjęłam decyzje, na którą tak długo nie mogłam się zdobyć.
KONIEC WALKI !
Nie chcę z nim walczyć, chcę się od niego uwolnić. Przede mną długa droga i bardzo trudne dni, ale poradzę sobie, mam teraz wielkie wsparcie u dzieci, mam teraz koleżanki, na które mogę zawsze liczyć. Nie jestem już sama. W końcu uwierzyłam, że nie ma przypadku, tak po prostu miało być: gdyby tego nie było, nie poznałabym dzisiaj kilku ważnych dla mnie ludzi.
Mąż ostatnio obiecał mi ,,że zrobi wszystko bym przestała się śmiać”. Te słowa i wszystkie inne dopięłam do listy moich motywacji, które coraz bardziej pozwalają mi odbić się z mojej trampoliny. Chcę skakać coraz wyżej, chcę być coraz silniejsza, przestać się bać i pracować nad sobą. Chcę wyjść do ludzi i na nowo zacząć żyć.
Dziękuję za wszystko.