Czas akcji:
środa, koniec stycznia 2013 r.
Miejsce akcji:
moje biuro
Dzwoni telefon. Spoglądam na wyświetlacz, nie poznaję numeru. Mimo to odbieram połączenie. Po drugiej stronie rozbrzmiewa baryton, który z miejsca rozpoznaję. Lech.
– Słuchaj Krzysztof, zapraszam cię na wyjazd z wariatami na pogłębiony trening do Żabnicy w lutym.
Przeżywam szok i zdziwienie. Już? Tak szybko? Czy jestem gotowy? Zobaczymy.
Na następnej wizycie na Alei Młodych omawiamy szczegóły. Jadę.
Czas:
sobotnie przedpołudnie, 9 lutego 2013 r.
Miejsce:
Żabnica
Jest piękna, słoneczna pogoda, bezchmurne niebo, dokoła cisza i spokój. Drzewa, las, droga. Wszystko bezpiecznie schowane pod grubą pierzyną śniegu. Obrazek jak z pocztówki… Gdyby nie ta góra i ten podjazd.
Pierwsza próba, porażka. Druga, trzecia, samochód z mozołem pnie się do góry i staje w pół drogi. Ani metra dalej. Koła buksują, silnik gaśnie. Mój uśmiech też. Dobry humor powoli zamienia się w rozczarowanie. Jak to?! Przecież Józek podjechał bez problemów!
No tak, ale on na Płonem mieszka już kilkadziesiąt lat.
Jestem blisko celu lecz ogarnia mnie zwątpienie. Może to pierwszy test?
„Jak zdesperowany jesteś naprawdę żeby naprawić swoje życie? Zastanów się czy na pewno chcesz tam wjechać”… Myśli, myśli, myśli. Za dużo myśli.
W końcu z pomocą Józka zakładam łańcuchy na koła i pokonuję przeszkodę bez większych problemów. Działać a nie myśleć, to dobra dewiza.
Czas:
9 – 15 lutego 2013 r.
Miejsce:
Żabnica Płone
„Czego może chcieć od życia taki gość jak ja?”
Od kilkunastu lat zadaję sobie to pytanie. To jeden z powodów, dla których tu trafiłem. Za dużo myślę, za mało robię.
Dom na Płonem zapełnia się ludźmi, z którymi do tej pory widziałem się tylko jeden raz w Siemianowicach. Wszyscy witamy się serdecznie, obejmujemy się. To będzie nasz sposób na dzień dobry każdego dnia. Daje on poczucie bliskości i jest dobry. Wiele razy miałem w przeszłości potrzebę żeby mnie ktoś przytulił. Tutaj to dostaję.
Po południu odbywa się pierwsze spotkanie całej grupy w komplecie. Trzynaście osób i nasz zespół terapeutów: Lech, Piotr i Krzysztof. Trzech gości, którzy postanowili nam pomóc i nauczyć nas dorosłego życia. 7 dni, 168 godzin. Tylko dla nas. Trzech specjalistów.
W pierwszych godzinach i dniach pobytu jesteśmy podenerwowani i niepewni tego, co się będzie działo w tym miejscu. Snujemy domysły, poznajemy się wzajemnie. Rozmawiamy, jemy wspólnie posiłki, gramy i śpiewamy dla odprężenia. Zajęcia są ciężkie i osobiste. Nikt nie dostał w nos, lecz popłakał się ktoś. Powoli otwieramy się w grupie, zawiązujemy bliskie więzi, Jesteśmy w dobrych rękach, mam ciągłe poczucie bezpieczeństwa. Każdy z nas ma szansę dać z siebie na tych zajęciach swoje przeżycia, swoje lęki, swoją przeszłość, swoje problemy. Lech, Piotr i Krzysztof prowadzą nas przez te meandry naszego dotychczasowego życia, zawiłe i pogmatwane. Pomagają rozsupłać mniejsze i większe węzły emocjonalne, które sobie pozawiązywaliśmy. Uczą nas jak oczyścić umysły z błędnych schematów myślenia. Bagaż zostawimy na Płonem jeśli tego będziemy chcieli.
Pogoda nam dopisała, śniegu cała masa więc w ramach odprężenia mamy dupoloty, mamy spacery, mamy pyszne jedzenie.
I mamy siebie.
Pomimo dużej wagi emocjonalnej zajęć chwile zabawy pomagają nam uwolnić się od problemów, którymi zajmujemy się na sali. Potrafimy bawić się beztrosko jak dzieci. Nawet trening może być przyjemny, gdy doprawiamy gęby naszym Dorosłym Dzieciom w trakcie przedstawień.
Przyjemnością było dla mnie obserwowanie zmian, które zachodziły we mnie i w moich przyjaciołach z grupy w trakcie tego tygodnia na Płonem.
Radość sprawiły mi walentynki i wpisy na tapecie, które dałem innym i które otrzymałem.
Satysfakcję odczuwam z powodu tego, że wziąłem udział w tym wyjeździe. Że tak jak każdy z naszej nieparszywej trzynastki powiedziałem „Dość życiu jako DD. Dość!”
I więcej, panowie L., P. i K.
Czekam na więcej!