Praca kończąca terapię dla współuzależnionych
Na terapię dla współuzależnionych trafiłam w maju 09 r. po rozstaniu z moim ówczesnym partnerem – alkoholikiem, choć przygoda moja z ośrodkiem zaczęła się już dużo wcześniej. Dziś niechętnie wracam do tamtych wydarzeń…. Moje pierwsze spotkanie z terapeutą – płacz, depresja, lęk, brak powietrza. W swoim życiu przeżywałam prawdziwą traumę, ale w imię miłości rezygnowałam z własnego zdrowia i bezpieczeństwa. On był najważniejszy! A ja po czasie byłam wrakiem człowieka funkcjonującym tylko dzięki ( pomocy) działaniu psychiatrów.
Początki terapii nie były łatwe, miałam wrażenie, że wszyscy robią postępy, a ja stoję w miejscu – ciągle płakałam , tęskniłam… Koleżanka z grupy powiedziała mi wtedy pamiętne słowa – ,, Kasia nic nie rób, tylko tu chodź”. I tak trwałam…”
Było coraz lepiej. Pewnym przełomem był obóz terapeutyczny na Płonem w 2010r, wróciłam inna, już nie chciało mi się płakać. Zrozumiałam, że czas żałoby jaki przechodziłam po stracie był konieczny, naturalny…, że można kogoś nadal kochać, nie będąc z nim, bo każda decyzja w danym czasie jest właściwa.
Decyzje z kolei raz podjęte nie są przecież nieodwołalne, można je zmienić wraz z mijającym czasem, zmieniającymi się okolicznościami biorąc już jednak pod uwagę głównie swoje dobro, swoje potrzeby, własne życie. To zmieniła we mnie terapią. Teraz ja jestem podmiotem wszystkiego co dzieje się w moim życiu. Jeśli coś zależy ode mnie – działam, mając przed oczami najważniejszą osobę w moim życiu – MNIE. Jeśli nie mam wpływu na sytuację ,nie zajmuję się tym. Każdy dorosły człowiek odpowiada ,, za siebie ‘’. Nie można na swoich barkach nosić ciężaru całego świata – jak też partnera alkoholika, hazardzisty, narkomana, niedojrzałej córki, agresywnego brata. Dziś wiem już , że to noie ,,oni’’ mnie katowali, to ja chciałam być ofiarą, to nie mnie poniżali, to ja nie miałam szacunku dla siebie, to nie ,,oni’’ mnie tłamsili, to ja nie umiałam się wybronić, to nie ,,oni’’ mnie nie szanowali, to ja nie znałam swej wartości. Drugi człowiek postrzega mnie tak jak ja samą siebie. Na terapii nauczyłam się mówić ,,NIE” – nie ma nic przyjemniejszego niż opanowanie sztuki odmawiania. A jeszcze większą sztuką jest mówienie ,,TAK’, ale w zgodzie ze sobą, czego aktualnie się uczę.
W miarę upływu terapii dowiadywałam się nie tylko tego, czego na pewno nie chcę w moim życiu, ale też tego , co chcę, a to znaczna różnica.
Dziś chcę ulepszać i doskonalić swoje życie, bo tylko ode mnie zależy jego jakość. Jeśli sama ze sobą będę szczęśliwa, inni w moim towarzystwie również będą się dobrze czuć, mój nastrój nie zależy już od innych ludzi. Stawiam teraz na mój rozwój duchowy, już wiem, że wolne wieczory będą zastąpione jogą.
Dziękuję mojej terapeutce za niekończącą cierpliwość, poświęcony czas, uwagę, innym terapeutom za cenne zwroty, grupie za wsparcie i zrozumienie. Dzięki swojej pracy też i Wam wszystkim jestem dziś innym człowiekiem! Mój przypadek nie był jednak beznadziejny…
Katarzyna
Listopad 2012