Jak terapia zmieniła moje życie.
Terapia indywidualna, obozy, grupa, trening złości
Moim najważniejszym osągnięciem na terapii było odkrycie i doświadczenie podmiotowego „ja”. Okazało się, że w relacjach z ludźmi można być albo przedmiotem tych relacji, osobą reagującą na czyjeś zachowania, w zależności od sytuacji – dopasowującą się lub buntującą, można się złościć, że ktoś zrobił mi to, czy tamto, albo smucić wielce, że nie jest tak, jakbym chciała i czekać z nadzieją, że coś się zmieni, albo stanie się coś (mając na ogół coś bardzo konkretnego na myśli), dzięki czemu wszystko się ułoży i ja będę zadowolona. Tymczasem okazało się, że można nie czekać na czyjąś zmianę, na czyjąś akcję, interakcję, pierwszy krok. Że nie muszę uzależniać niczego w moim życiu od tego, co ktoś zrobi – albo dla mnie bezpośrednio, albo dla siebie – a tym samym pośrednio dla mnie. Odkryłam, że w życiu lepiej działać jako podmiot relacji, a więc ten, kto działa, a nie reaguje. Olśnieniem było dla mnie, kiedy dowiedziałam się, że jeśli czekam, aż ktoś bliski się zmieni, to wtedy dam się uwolnić od pewnych zależności (wciąż pozostając przedmiotem), podczas gdy dobrze jest uwolnić się samemu, jako podmiot, niezależnie od tego, co zrobi ta druga osoba. Olśnienie to było na tyle silne, że obudziło drzemiącego we mnie, prawie nieużywanego dorosłego. Moje wewnętrzne dzieci i rodzice wszystkich możliwych odmian i pokrojów zdążyli się przez lata rozpanoszyć w moim życiu, tak więc nowonarodzony dorosły musi teraz dzielnie stawiać czoła manipulacjom, pertraktacjom, naciskom i osądom i piękne jest to, że odnosi na tym polu coraz wspanialsze sukcesy.
Dorosły szybko uczy się nowych zadań – przede wszystkim rozpoznaje granice swojego państwa, ba! Królestwa i ciągle w kolejnych sytuacjach zadaje pytanie: czego ja chcę? Ja- mnie-moje stało się moim najzdrowszym drogowskazem. Ponieważ dokładne i szczere rozpoznanie moich potrzeb, tego czego ja chcę, a czego nie chcę w danej sytuacji, chroni mnie przed manipulacjami innych i manipulacją innymi.
Na terapii dowiedziałam się, że obrażone milczenie jest formą agresji, skierowaną przeciwko winowajcy, mającą na celu ukaranie sprawcy i jednoczesnym okazaniem ogromu doświadczonego cierpienia. A zatem robienie z siebie ofiary, jako postawa „w reakcji na” jest postawą przedmiotu, a nie podmiotu, który – jeśli poczuł się dotknięty, albo rozzłoszczony – po prostu o tym mówi.
Na terapii ćwiczę niemyślenie. Myślenie polegające na czarnowidztwie, napędzane dodatkowo lękiem, niszczy to, co jest tu i teraz.
Podsumowując, dzięki terapii odkryłam coś w sobie, co nazwać mogę „ja” i uczę się, jak robić, żeby temu „ja” było w życiu jak najlepiej.
Asia
Czerwiec 2012