„Starożytna Grecja” na Płone
Już po raz dwunasty odbył się na Płone coroczny tematyczny zjazd Dorosłych Dzieci nie zawsze dorosłych rodziców. Tematem zjazdu była „Starożytna Grecja”. W wieczór z 26 na 27 listopada ciche gospodarstwo agroturystyczne u stóp Romanki urosło do rangi centrum antycznego świata.
W piątek zaczęli się zjeżdżać pierwsi uczestnicy witani serdecznie przez Gospodarza zjazdu – Lecha i współorganizatorów – Piotra i Tereskę. Już na wejściu dało się zauważyć kto będzie Zeusem i nikt nie śmiał temu oponować. Wieczór ten poświęcono pracom artystycznym i kulinarnym. Przyszli mieszkańcy Olimpu i zamierzchłej Grecji zakasali rękawy oddając się przygotowaniu scenerii przyszłych wydarzeń. Poszatkowano również zieleninę stosownie do przygotowywanych potraw godnych tego wydarzenia.
O mieleniu mięs, smażeniu udźcy etc. nie było mowy z racji wegetariańskiej przypadłości Zeusa. Co prawda Zeus grzmiał, że jedna z potraw może zawierać śladowe ilości zwierzęcego białka, ale trudno mi je było zidentyfikować pomiędzy zębami. Nie mniej wszystko było nadzwyczaj smaczne i godne mięsnej ascezy. Zeus łaskawym okiem spoglądał na krzepiących się strawą, a i sobie jej nie szczędził.
W sobotę przybyła reszta uczestników, która dopomogła w ukończeniu dzieła tworzenia scenerii. A było co podziwiać. Ściany przyozdobiono w stosowne do epoki papierowe kolumny oraz w litery greckiego alfabetu. W jednym z rogów sali, pomiędzy kolumnami – nomen omen korynckimi, ustawiono część kobiecego manekina z gustownym opisem zawodu na ten czas wykonywanego. Część ta była częścią dolną kobiecego modelu przyozdobioną w gustowne kabaretki i w krotochwilne napisy. Z niewiadomych powodów zabrakło części górnej, gdzie znajduje się źródło tak miłych dla każdego mężczyzny wdzięków. Cóż, taki był zamysł anonimowego artysty i nie należy z tym dyskutować. Wystroju ścian dopełniały greckie twarze w grymasie niemego krzyku, co podkreślało atmosferę czasów. Ale to wszystko tworzyło jeno tło dla części centralnej wystroju, którą tworzyło miejsce zamieszkania Zeusa. Składał się nań umiejscowiony na stole fotel przysłonięty od przodu obrazem z namalowaną górą Olimp. Zeus mógł z tego miejsca godnie władać rozprzestrzeniającym się u jego stóp ziemskim padołem. Niestety każde dotarcie na Olimp Zeus musiał okupić wdrapywaniem się na krzesło i stół, ale nie takie rzeczy się czyni celem utrzymania władzy.
Były wśród nas osoby uczestniczące w tego typu zjeździe po raz pierwszy, ale też i zaprawieni w występach weterani. W przywiezionych strojach dało się zauważyć wspaniałą kreatywność ich twórców i nie ważne, że jedne były przygotowywane ad hoc, a inne z wielką pieczołowitością. Wszystkie wspaniale oddawały klimat tamtych czasów. Tradycyjnie szczególną uwagę do strojów przywiązały nasze Panie czym udowodniły, że każda próba wdrożenia w naszym kraju idei „gender” spełznie na niczym. Niektóre z bogiń do ostatniej chwili zapoznawały się z mitologią, by utwierdzić się w przekonaniu o swoim miejscu w szeregu żon Gromowładnego. Parę z nich poczuło się zawiedzionych przyrzekając sobie na przyszłość bardziej szczegółowe zapoznanie z tematem. Pretendent do tronu Zeusa zarządził początek imprezy na godzinę 17-tą. O dziwo wszystkie Panie były gotowe przed czasem, a niektórzy Panowie czekali do ostatniej chwili. Zapewne przyczyną tego była męska nonszalancja, a i damska potrzeba zapewnienia sobie ostatniej chwili na przypudrowanie noska.
I zaczęło się.
Punkt 17-ta na salę wkroczył Zeus. W ręku dzierżył błyskawicę o zacnych rozmiarach, która wyraźnie podkreślała jego gromowładność. Z gracją wyciągał z kieszeni „strzelające diabełki”, które rzucane o podłogę imitowały odgłos gromów. Panie były bez pończoch, więc nie panikowały. Zeus wkroczył na Olimp.
Pierwszym dekretem Zeusa było zarządzenie tańców, czemu się poddani skwapliwie poddali.
W tanecznym kręgu wirowały boginie, bogowie, co godniejsi ziemianie, a i grecki pasterz się przytrafił. Nie dało się zauważyć dyskryminacji. Być może to efekt dziesięcioleci panowania sojuszu robotniczo-chłopskiego, a być może wyraz zwykłej tolerancji. Po pierwszych tańcach nastąpiła chwila przerwy na odczytanie Zeusowi stworzonego specjalnie na tę okazję poematu zatytułowanego: „Mit o Płonieńskim Zeusie”. Jego długość dawała Zeusowi okazję do krótkiej drzemki na swym tronie, jednakże o dziwo z tego nie skorzystał.
Westchnienie ulgi zgromadzonych dało znać, że część oficjalna się zakończyła, a jedna z bogiń kornie zgłosiła Zeusowi gotowość do rozpoczęcia igrzysk olimpijskich. Zeus łaskawie na to przyzwolił i ogłosił rozpoczęcie igrzysk. Na salę wbiegł zdyszany maratończyk niosący w ręku wieczny ogień w postaci zapalarki do gazu, od której zapalił znicz w rogu sali. Cytując klasyka: „Śmiechom i radościom nie było końca”. Igrzyska czas zacząć. Poszczególne dyscypliny rozdzielone były tańcami. Dawało to uczestnikom i Zeusowi chwilę odpoczynku: uczestnikom po wysiłku oddanym w zawodach, a Zeusowi po schodzeniu z Olimpu i ponownym nań wchodzeniu celem odznaczenia medalami kolejnych zawodników.
Dyscypliny olimpijskie okazały się niezwykle oryginalne: rzut do tyłu oszczepem w postaci zielono-białego pora; rzut do tyłu bumerangiem granym przez pokracznie zakrzywiony czerwony burak; rzut lotką – na szczęście przodem, w misternie wykonaną pietę Achillesa; zapasy polegające na przeciąganiu się przeciwników owiniętych długim pasem materiału; wyścigi rydwanów, gdzie rżące konie rodzaju ludzkiego ciągnęły po korytarzach siedzących na materiale damskich woźniców; skoki w tył na materacu, gdzie długości skoków liczono w węzłach. Była też dyscyplina, która sprawiła uczestnikom wiele uciechy, ale która została objęta zeusową przysięgą milczenia. Byście byli, to byście wiedzieli. Odznaczeń było co nie miara. Każdy medal słodki, czekoladowy, w kolorze stosownym do zajętego miejsca. Z powodu wysokiej frekwencji dla niektórych medali zabrakło, ale za to wstążki dostali i też się cieszyli. Potem były tańce do późna w nocy, a potem Zeusowi zachciało się spać i sami tańczyliśmy. No cóż, Zeus też człowiek. Za to mogliśmy hasać po Olimpie do woli. Później krótki sen, w czasie którego nikt nawet nie miał siły chrapać. No, może po za mieszkańcem jedynego na rozległym Płone apartamentu. Ale kto Zeusowi zabroni.
Następnego dnia, po podzieleniu się wszystkich ze wszystkimi swoim nastrojem i wrażeniami, tradycyjnie ustalono temat kolejnego zjazdu, który odbędzie się w ostatni weekend listopada 2017 r. Będzie nim: „Hiszpania”. Ole!
Następnego płonieńskiego zjazdu nie przegapcie. Nie warto. Życie składa się z chwil. A takie, jak ta, są po prostu miłe.
Władek