„JESTEŚMY PIĘKNYMI WARIATAMI, KTÓRYM CHCE SIĘ PIĘKNIE ŻYĆ I ROBIĆ PIĘKNE RZECZY. A PIĘKNO PRZYCIĄGA!”
XV-lecie Siemianowickiego Zakładu Terapii Uzależnień i Współuzależnienia.
Jest już niemal 17:00. „Promenada Trzeźwości” kipi gwarem podekscytowanych głosów. Dzieciarnia biega wokoło ciasno rozstawionych wzdłuż Promenady stolików – każdy z nich zastawiony jest domowymi wypiekami. Od strony „Alei Nadziei” zaczyna rozchodzić się zapach pieczonych kiełbasek, cukinii i bakłażanów. Na scenie ustawionej przy końcu Promenady kokosi się i mości wygodnie górnicza orkiestra dęta z Piekar Śląskich. Jeszcze tylko kilka minut i wystrojeni muzycy dmąc w swe błyszczące instrumenty dadzą sygnał do rozpoczęcia wielkiej fety z okazji 15-lecia siemianowickiego Zakładu Terapii Uzależnień i Współuzależnienia.
Serafin
„Grilluję tu już, rok w rok, od sześciu lat. Tylko raz mnie nie było na rocznicy, bo grafik mi się w pracy źle ułożył” – opowiada Serafin, krojąc warzywa na popołudniowego grilla. W tym roku, w październiku Serafin będzie obchodził dziewiąty rok bez alkoholu.
„Byłem w wielu okolicznych ośrodkach, ale, wiesz, byłem, jak to się mówi, trudnym przypadkiem. Kiedy trafiłem do Siemianowic okazało się jednak, że trafiła kosa na kamień. Przyjechałem wtedy chyba z pół godziny przed czasem i całe te pół godziny pozostające mi do grupy przestałem przed wejściem, wahając się czy dobrze robię”.
Ostatecznie Serafin wszedł jednak do środka i od tego momentu zaczął trzeźwieć. Przeszedł przez kilka grup składających się na cykl zdrowienia w ośrodku: edukacyjną, samopoznania, zdrowienia, radości i sukcesu, a do dziś bywa czasem jeszcze na grupie dalszego zdrowienia dla „absolwentów” zakładu. No, i oczywiście na rocznicach.
„Kilka lat temu spiknęliśmy się w trójkę z kolegami z terapii i wpadliśmy na pomysł reaktywowania naszej dawnej grupy” – opowiada Serafin. „Zaczęliśmy we trójkę, ale szybko poprzez wzajemne kontakty, które nam pozostawały jeszcze z terapii rozesłaliśmy wici i od dwóch, trzech lat spotykamy się raz na miesiąc czy dwa na jakiegoś grilla to u jednego, to u drugiego. I jest fajnie!”. Po tylu latach od swojej terapii nadal chcą się ze sobą widywać, przyjaźnić i wspierać wzajemnie.
Przełamywanie barier
To, co zwraca uwagę w siemianowickim ośrodku, to niezwykle silne więzi pomiędzy samymi pacjentami, ale także pomiędzy pacjentami a terapeutami. Zapytałem i jednych i drugich, jak sądzą, skąd biorą się te więzi z – było, nie było – zakładem leczenia uzależnień. Jak to się dzieje, że pacjenci gremialnie (na festynie z okazji 15-lecia było dobrze ponad kilkaset osób) przychodzą na święto Zakładu, jeżdżą na wakacje letnie z pracownikami, urządzają z nimi zakładowego, trzeźwego sylwestra?
„Myślę, że tym, co przyciąga ludzi jest atmosfera, jaka panuje u nas w firmie” – odpowiada bez wahania Magda, terapeutka pracująca z osobami uzależnionymi, współuzależnionymi oraz DDA i DDDR (Dorosłe Dzieci – odpowiednio Alkoholików i Dysfunkcyjnych Rodzin). „Nie usztywniamy się, nie jesteśmy w mundurkach. Ważne jest też to, że chce nam się pracować, czerpiemy radość z tego, co robimy i dlatego organizujemy takie właśnie okazje, które przyciągają osoby uzależnione, bo są dla nich bezpieczną formą zabawy, wyjazdu z rodziną czy spotkania ze znajomymi z terapii”. Podobną odpowiedź usłyszałem od Sylwii, pracującej w Zakładzie dopiero nieco ponad rok i zajmującej się głównie terapią uzależnień, w tym także pionierską w skali kraju terapią dla osób uzależnionych od seksoholizmu. „Jest tutaj ciepła, śląska atmosfera – mówi Sylwia. – Nie jestem Ślązaczką, ale zostałam przyjęta w zespole ciepło, gościnnie i rodzinnie – taka atmosfera jest charakterystyczna nie tylko dla naszego zespołu, ale też dla sposobu traktowania przez nas pacjentów”.
Wakacje na trzeźwo
Kiedy wybrzmiały już ostatnie takty wykonywanych przez orkiestrę przepięknych standardów muzyki rozrywkowej, dyrektor zakładu zaanonsował występy umuzykalnionych pacjentów ośrodka. Z jednym z nich miałem okazję porozmawiać tuż przed jego występem. Olek, uzależniony, specjalnie na tę okazję przygotował wraz ze swoją dziewczyną kilka piosenek z bieszczadzkich szlaków. Oboje siedzieli przy „stoliku bodakowskim”, gdzie spotkali się ze sobą znajomi z zakładowych wakacji. Zapytałem ich, co przyciąga ich do takich wyjazdów. „Jedziesz nie tyle z ośrodkiem, co z pacjentami z ośrodka”, mówi Olek i zaraz dodaje: „Czas spędza się tam na błogim lenistwie lub na wędrówkach z Lechem po górach; jedynym punktem stałym są wieczorne ogniska przy których dzielimy się wrażeniami, uczuciami czy też troskami”. Bodaki, to niewielka wieś w Beskidzie Niskim, z którą siemianowicki ośrodek od lat pozostaje w zaprzyjaźnionych stosunkach. Siemianowiccy „Bodakowicze” zatrzymują się zawsze w szkole podstawowej prowadzonej przez Stowarzyszenie Rozwoju Wsi Bartne i Bodaki. Nocują w salkach szkoły lub w namiotach na polu obok budynku. Boguś, uzależniony i „Bodakowicz”, opowiada, że „w czasie wyjazdu każdy, kto ma taką chęć, ma możliwość udziału w pracach remontowych przy szkole. W zeszłym roku malowaliśmy płot, w tym roku robiliśmy ławki z drewna i wymienialiśmy blaty w szkolnych stołach i siedziska w krzesłach. Ze szkołą żyjemy w pełnej symbiozie!”.
Obaj jednak – Olek i Boguś – podkreślają, że na takich wakacjach najbardziej cenią sobie ich bezpieczeństwo pod kątem uzależnienia. „Poza tym – dodaje Boguś – sam sobie pokazujesz, że da się bez tego”.
Czas świętowania i czas nowych wyzwań
Lech od górskich wycieczek w Bodakach – czyli dyrektor zakładu, psycholog i psychoterapeuta Lech Cierpioł – opowiedział mi w rozmowie, co jego zdaniem wyróżnia siemianowicki ośrodek: „Holistyczne podejście do uzależnienia i humanistyczne podejście do człowieka”. Rzeczywiście, jeśli spojrzeć na ofertę leczenia, to wydaje się, że pełniejsza już być nie może; zakład oferuje bowiem leczenie:
– alkoholizmu;
– fonoholizmu;
– hazardu patologicznego;
– infoholizmu;
– lekomanii i narkomanii;
– pracoholizmu;
– seksoholizmu;
– zakupoholizmu;
– pomoc dla rodzin osób uzależnionych;
– pomoc dla DDA i DDDR.
Co ważne, w ośrodku leczy się nie tylko uzależnienie – lecz także umysł, ducha i ciało. Do tego zespół terapeutyczny jest bardzo elastyczny: „kiedy przyszedł do nas ktoś z uzależnieniem od kredytów, to po prostu stworzyliśmy specjalnie dla niego przewodnik samopoznania i samopomocy, na podstawie którego realizuje swój osobisty program terapii” wskazuje Sylwia.
Kiedy zapytałem dyrektora z czego jest szczególnie dumny w tym roku z okazji 15-lecia, z miejsca podkreślił znaczenie prężnie rozwijanego przez zespół programu terapii dla seksoholików. Jest to prekursorski projekt, gdyż problemem seksoholizmu zajmuje się jak dotąd bardzo niewiele ośrodków w Polsce. Natomiast w odniesieniu do wyzwań stojących przed ośrodkiem w najbliższym czasie dyrektor podkreślił duży problem, jaki mają z wygospodarowaniem miejsca dla tak licznych grup zajęciowych i specjalistów (20 pracowników merytorycznych) na zaledwie 215 m². „Paradoksalnie, kiedy wprowadzaliśmy się do budynku przy Alei Młodych 15 lat temu, zastanawialiśmy się co my tu będziemy robić na tylu metrach” – mówi Lech. Wtedy – jeszcze jako przychodnia – zajmowali się głównie alkoholizmem i narkomanią; zaczynał się też powoli pojawiać hazard. Teraz jednak oferta znacznie się rozrosła. Na razie remont stróżówki pozwolił na lekką poprawę sytuacji, ale przecież ośrodek nie powiedział jeszcze ostatniego słowa: „trudno ustalić, jaka jest nasza życiówka – używając lekkoatletycznej figury – nie wiemy, jaki jest kres naszych możliwości”. W 2013 r. zakład przyjął 976 pacjentów. W rok później było to już 1197 pacjentów.
„Wolna Grupa Bukowina gra dla Wolnych Ludzi”
O 20:00 miał się zacząć koncert Wolnej Grupy Bukowina, gwiazdy wieczoru i legendy polskiej piosenki studenckiej, ale muzycy chcą zabrzmieć doskonale i nadal dostrajają nagłośnienie. Serafin uwija się wokół grilla, wespół zespół z terapeutą Krzysztofem i jego przyjacielem, Radkiem. Ja zajadam się upieczoną przez nich kiełbaską i słucham Krystiana, alkoholika, który opowiada mi o zeszłorocznym biegu pt. „14 kilometrów na 14-stą rocznicę”. „Tamten bieg był dla mnie przełomowy” – wspomina Krystian. „Nie chciałem biec, byłem na początku trzeźwienia. Jednak dzięki temu, że ostatecznie zdecydowałem się wziąć w nim udział, wróciłem do swojej wielkiej pasji sprzed okresu picia. Teraz regularnie biegam w różnych zawodach i przymierzam się do półmaratonu”. W tym roku Krystian postanowił pobiec 15 kilometrów z okazji 15-lecia, ale trochę za późno to ogłosił. „Byłem tylko z bratem i już mieliśmy pobiec sami, kiedy pojawił się Adam na rowerze”. Ostatecznie Krystian z bratem biegli, a Adam – kolega Krystiana z ośrodka – stanowił dla nich asystę techniczną na rowerze. Krystian już się nie może doczekać biegu za rok. „Bardzo mi zależy na stworzeniu tej tradycji, bo pomogło mi to w trzeźwieniu. Chciałbym też powołać w ośrodku grupę biegaczy pod auspicjami zakładu”. Jeśli taka grupa biegaczy by powstała, byłaby drugim zespołem powołanym w ośrodku – drużyna piłkarska zasilana przez pacjentów, pod szyldem „Prawda Ostateczna”, działa od kilku lat w Siemianowickiej Lidze Halowej.
Samoorganizacja wolnych ludzi
Przykłady takich inicjatyw można tu spotkać na każdym kroku. Sergiusz, alkoholik, opowiedział mi, że po obozie terapeutycznym na Płonem w Żabnicy (kolejne zaprzyjaźnione z ośrodkiem miejsce i kolejna oferta dla osób uzależnionych) kilku jego kolegów założyło zespół rockowy, bo tak dobrze im się grało ze sobą podczas terapii. Serafin z przyjaciółmi reaktywował swoją grupę. Krystian organizuje grupę biegaczy. Wszędzie, gdzie nie spojrzeć dookoła ludzie wracający do swoich pasji, cieszący się zdrowieniem, przyjaźnią i współpracą.
Wdzięczna praca
Czy warto pracować z osobami uzależnionymi? Lech tylko się uśmiecha: „Oczywiście. Żyjesz obok kogoś, kto z każdym dniem jest zdrowszy, trzeźwieje, uwalnia blokady, zaczyna coś przeżywać, doganiać stracone szanse. To bardzo wdzięczna praca”. Wtóruje mu Małgosia, psycholog seksuolog: „Czasem ktoś przychodzi i mówi: czy mogę zarejestrować się na moją grupę. To jest bardzo miłe”. Aniela, dawna pacjentka ośrodka, trzeźwieje 10 lat, a w ośrodku pracuje jako sekretarka medyczna już od 6-ciu: „Warto, warto. Fajnie jest patrzeć, jak ktoś przychodzi pierwszy raz, a później widać jak się zmienia, jak rozkwita, jak całkiem inaczej podchodzi do życia. Wychodzi wtedy z pacjenta jego prawdziwe ja, a nie to przykryte nałogiem”.
Piękna i ciepła sierpniowa noc przy pełni księżyca. Ze sceny popłynęły właśnie ostatnie takty bisu Wolnej Grupy Bukowina: „wiatrem niesiony popłynął w przeszłość Majster Bieda”. Oklaski zebranych pacjentów i ich rodzin rozbrzmiały radością, wzruszeniem i wdzięcznością. Zresztą, chyba nie tylko za ten piękny wieczór.
Tomasz Tarmas
Tytuł i cytat w śródtytule za: Lech Cierpioł, dyrektor SPZTUiW w Siemianowicach Śląskich.