Chorzów, 22 luty 2015r.
TERAZ JESTEM – JA 🙂
Czuję się jak absolwentka najlepszej Akademii… Akademii Życia, której pierwszy etap kończę z wynikiem zadawalającym dla siebie. Wyróżnieniem dla mnie jest możliwość podzielenia się z Wami moimi przemyśleniami z okresu nauki na tej uczelni (zakład chłodno brzmi), gdzie nie zawsze były to łatwe lekcje życia, a i zadania wymagały uczciwości wobec siebie, wglądu głębszego we własne postępowanie i rzetelności w spojrzeniu na dotychczasowe życie, bez rozdrapywania tamtych ran.
Głównym moim celem było wyciągnięcie wniosków, by przyniosły w przyszłości właściwe dla mnie owoce, takie jakie ja lubię. Ten blisko dwuletni czas, który z Wami spędziłam dał mi klarowny apetyt na życie i dużą dozę wiary i optymizmu, że to ja jestem autorem mojego życia. To co czasami mnie dotyka ze strony innych ludzi lub wydarzeń losowych to, to na co nie mam wpływu. Cała reszta tego, co z tą daną sytuacją zrobię dalej, zależy ode mnie. Jakie to piękne poczucie mocy sprawczej własnego życia… Dlatego też, wielkie dzięki mojemu osobistemu trenerowi Lechowi, który trafnie postawił diagnozę, a potem czuwał bym jasno wytyczała sobie cele i konsekwentnie je realizowała.
Tak też bardzo szybko uporałam się z problemem pracoholizmu, myśląc, że to jedyny problem, który utrudnia mi właściwe funkcjonowanie, ale to był tylko wierzchołek góry lodowej. Sądziłam, że spotkania indywidualne z moim mentorem to wszystko czego potrzebuję i oczywiście własna praca nad sobą. Kiedy Lech zaproponował terapię grupową nie oponowałam, ale myślałam sobie, że zamiast tych zajęć wolałabym mieć częściej spotkania indywidualne, bo przecież miałam Lecha na wyłączność, a on skupia się tylko na mnie. Jakże się wtedy myliłam. Nie znałam siły i wartości grupy… teraz wiem, że to było dopełnienie tej terapii!
DZIĘKUJĘ CI LECHU ZA POŚWIĘCONY CZAS, PRZEKAZANĄ WIEDZĘ I TWOJE DOŚWIADCZENIE, Z KTÓREGO CZERPIĘ… A JEŚLI PEWNEGO DNIA OGARNIE CIĘ… CIEŃ ZWĄTPIENIA, CZY TA PRACA MA SENS? TO DLA MNIE MA OLBRZYMI… WSPÓLNIE Z CAŁYM ZESPOŁEM SPRAWILIŚCIE, ŻE ZATRZYMAŁAM SIĘ NA CHWILĘ… ZASTANOWIŁAM SIĘ ZACZYM TAK PĘDZĘ, CO JEST DLA MNIE WAŻNE, A CO ZRZUCAM BO MI CIĄŻY.
W czasie terapii grupowej, inspirowały mnie wspaniałe dwie Ewy – nauczycielki życia, które w sposób tak dyskretny i taktowny wyznaczały kierunek zajęć terapeutycznych, że z przyjemnością czekałam na kolejne. Z ciekawością dziecka odkrywałam swoje kolejne zakamarki w głowie, do których często wolałam wcześniej nie zaglądać, bo i po co, skoro często bolało to zaglądanie. Nie wiedziałam jak poradzić sobie z tym bólem i co jest jego przyczyną. Krok po kroku znajdowałam odpowiedzi – czasami w wypowiedziach uczestników grupy – coraz częściej refleksje przychodziły same.
Doświadczałam tych zmian i miałam możliwość konfrontacji w grupie. Dostrzegałam jakie było moje myślenie wcześniej, jakie jest na tym etapie i tak zrzucałam te za ciasne ubranka, w które nie będę już się ubierać… nie zamierzam też maskować swoich uczuć. Pragnę adekwatnie przeżywać cały wachlarz uczuć, nie tkwić zbyt długo w tych, które są dla mnie nieprzyjemne, a raczej traktuję je jak czerwoną kartkę, że dzieje się coś złego i zmieniam to na właściwe dla mnie uczucie.
Czas spędzony z Wami uświadomił mi, że tłumione emocje, które ukrywałam przez lata, udając, że jest dobrze, kiedy tak nie było i kryjąc je za maską stałego uśmiechu, był dla mnie i mojej rodziny destrukcyjne. Nie wyrażając swoich emocji i nie rozwiązując drobnych problemów, które narastały i mnie uwierały zaciskałam sama sobie pętlę na szyi. Brak odpowiednich umiejętności komunikacyjnych, precyzowania własnych oczekiwań i wyznaczania granic oraz niekonsekwencja w postępowaniu sprawiły, że oddalaliśmy się z mężem coraz bardziej.
Od lat mój mąż boryka się z problemem alkoholowym, nie sądziłam jednak, że może rzutować to na mnie. Byłam przekonana, że to wyniszcza tylko jego, ale skoro on sam nie widzi problemu, nic więcej dla niego nie mogę zrobić. Szukałam substytutów, które dawały mi ucieczkę od rzeczywistości i namiastkę szczęścia… pozornego, łatwego i takiego szybkiego. Przez kilka lat koncentrowałam się na własnych potrzebach – prowadziłam zdrowy tryb życia, treningi fitness, zdrowe odżywianie, wolontariat.
Dobrze mi z tym było do czasu, kiedy znowu poczułam pustkę, wtedy wynagradzałam się zakupami, uciekałam w świat wirtualny i długie rozmowy telefoniczne z przyjaciółmi, by tylko nie myśleć o własnych problemach. W końcu wpadłam zaklęty krąg pracy, skrajną nad kontrolę i perfekcjonizm. Nie pozwalałam sobie na popełnianie nawet najmniejszych błędów. Za wszelką cenę chciałam być we wszystkim najlepsza! Doskonała dla siebie, ale przede wszystkim by znaleźć akceptację i uznanie u innych. Po trzech latach tak intensywnych działań, życia w ciągłej gotowości i stresie, przypłaciłam to różnymi dolegliwościami psychosomatycznymi. Kiedy od moich przyjaciół i rodziny słyszałam coraz częściej, że jestem pracoholikiem i nie mam dla nich czasu na rozmowy i spotkania, rezygnując jednocześnie z dotychczasowych przyjemności, wpisałam pewnej nocy w wyszukiwarkę internetową ten termin i tak znalazłam nasz ośrodek. A na stronie definicję i objawy tego uzależnienia. Z przerażeniem przyznałam się sama przed sobą, że wpadłam w tę pułapkę i tak rozpoczęłam PRACĘ nad sobą.
Dzięki Wam wszystkim, ten proces zmian miał większą szansę powodzenia i dlatego całej naszej grupie terapeutycznej dziękuję za otwartość na zajęciach, bo często w Waszych historiach życia przeglądałam się i szukałam sensu. Otrzymywałam też cenne informacje zwrotne i spostrzeżenia na własny temat, których sama nie dostrzegałam. Dużo wyrozumiałości, akceptacji i serdeczności oraz nowych umiejętności, które wprowadzam we własne życie.
W tym miejscu jeszcze warto wspomnieć o warsztatach, w których brałam udział:
Jak radzić sobie ze stresem…
Poczucie własnej wartości…
Trening asertywności…
Wewnętrzny krytyk…
Laboratorium wakacyjne…
Sesje relaksacyjne…
No i przełom, który nastąpił na wyjeździe terapeutycznym w Żytniej.
Cudowny czas spędzony w SPA w towarzystwie bliskich osób z grupy z ciekawymi zajęciami i ta refleksja na ostatniej rundzie społeczności od której mój proces zdrowienia przybrał inny wymiar…
Wybaczyłam sobie i tym przez których czułam się zraniona. Pogodziłam się z dotychczasowym życiem. Nie mam żalu i nie trzymam smutku w sobie. Jest mi dobrze. Czuję harmonię i spokój w sobie. Teraz pragnę utrzymać ten stan umysłu i bardziej niż kiedykolwiek chce poznawać siebie, cieszyć się sobą i obecnością moich bliskich, bo jak nigdy dotąd czuję, że TERAZ JESTEM – JA i sobie najbardziej ze wszystkich, dziękuję za trud jaki podejmuję, każdego dnia odkrywając na nowo siebie.
Rusałka:)